Mama Terapeutka: Kochani, skąd wziął się pomysł na „Papierową Rewolucję” i na czym polega Wasza inicjatywa?
Martyna Fibich: Papierowa Rewolucja narodziła się z własnego problemu. Zastanawialiśmy się, co zrobić z kilogramami papieru, który zostanie nam po zdaniu matury. Jasne było, że nie tylko my mamy taki dylemat. Stąd pomysł na zbiórkę makulatury. Cel prawie od razu był jasny! Wymienimy stare, zapisane zeszyty na nowe, które posłużą kolejnym uczniom. W akcję włączyły się szkoły, instytucje kulturalne, a nawet firmy! Strzał w dziesiątkę! Na terenie Szczecina przekazaliśmy trzydziestu uczniom w trudnej sytuacji materialnej plecaki z pełnym szkolnym wyposażeniem, a w Krakowie 30 wyprawek już niedługo dotrze do Akademii Przyszłości.
MT: Organizujecie teraz akcję przedświąteczną, powiedzcie kilka słów na ten temat.
Mikołaj Szularz: Zbiórkę planowaliśmy wznowić dopiero przed następnymi wakacjami, jednak Szczecinianie wciąż dopytywali o to, czy nadal mogą przekazywać nam makulaturę. Dużą rolę odegrało też I Liceum Ogólnokształcące, które zapowiedziało, że zaczyna już zbiórkę na przyszły rok. Pomyśleliśmy, że takiej werwy do pomocy nie można zmarnować, zwłaszcza w przedświątecznym okresie, który w wielu domach oznacza generalne porządki. Teraz Szczecinianie mogą przywozić makulaturę do tej szkoły, a nasz „markowy” święty Mikołaj przekaże je w świąteczne przedpołudnie do trójki dzieci. Już nie możemy się doczekać zwieńczenia tej akcji zarówno ze względu na radość obdarowanych, ale i pytań o następną zbiórkę.
MT: Wielokrotnie miałam okazję obserwować Was w akcji. Zawsze byłam pełna podziwu dla Waszej energii, pomysłowości i chęci do pomagania. Jak to się stało, że zostaliście wolontariuszami i jaką rolę w Waszym życiu odgrywa działalność na rzecz innych?
MF: U mnie wolontariat zaczął się od poczucia, że niewystarczająco wykorzystuję swój wolny czas. Już w gimnazjum zgłosiłam się do mojej podstawówki z chęcią pomocy dzieciom na świetlicy. Swoją drogą to ta sama szkoła, z którą teraz współpracujemy jako Papierowa Rewolucja. Zawsze z przymrużeniem oka śmieję się, że mam z wolontariatu egoistyczne korzyści. Robienie tego, co trzeba to dla mnie zdecydowanie za mało dla samorozwoju i wykorzystania życia na 100%, dlatego stawiam na to co sprawia mi satysfakcję, a w dodatku wywołuje radość u innych – na wolontariat!
MS: W moim przypadku na drogę z wolontariatem wkroczyłem przez totalny przypadek. Na jednej lekcji religii w gimnazjum siostra zakonna zachęcała do włączenia się w pomaganie . Miałem dość dużo czasu do wykorzystania po lekcjach, więc stwierdziłem „ale… dlaczego by nie?” i poszedłem na wolontariat do świetlicy środowiskowej przy parafii świętej Rodziny. Niby spontaniczna, a jednak najlepsza w życiu decyzja. Jeden dzień tam przekonał mnie do tego, że praca wolontariusza ma sens. Zacząłem doceniać to co mam, bo byłem dzieckiem typu „inne dzieci mają lepiej” oraz dostrzegać problemy innych, w skrócie pomagając innym – pomagałem też samemu sobie.
MT: Jak wiecie na mojego bloga najczęściej zaglądają rodzice, którzy interesują się wspieraniem rozwoju swoich dzieci. Powiedzcie z własnej perspektywy, jakie zachowania dorosłych wzmacniają w młodych ludziach chęć do wolontariatu?
MF: W moim przypadku wolontariat był całkowicie indywidualną decyzją. Rodzice wręcz martwili się, że moja aktywność zaważy na nauce czy innych obowiązkach, jednak na pewno mieli na tę decyzję pośredni wpływ. W domu mówiło się o problemach na forum, oglądałam z programy przedstawiające trudną sytuację innych. Wydaje mi się, że nie nakładali na mnie „płaszcza ochronnego”, co od małego pokazywało mi, że należy doceniać to co się ma. Moim idolem jest przede wszystkim babcia, która nauczyła mnie dzielenia się. Odbierając mnie ze szkoły potrafiła obdarować wszystkie dzieci na przystanku cukierkami, czy zaprosić na obiad dzieci sąsiadów. Choć wtedy nie do końca to rozumiałam, teraz jest dla mnie bohaterką.
MS: To naprawdę trudne pytanie. Ciężko jest wybrać schemat, bo wszystko zależy od jednostki. W moim przypadku rodzice początkowo także prawie w ogóle nie wspierali mojej decyzji zostania wolontariuszem. Mówili, że nie będę miał czasu na naukę. Było to – i tu pewnie wszystkich zaskoczę – bardzo motywujące, przynajmniej dla mnie! Brzmi to dziwnie, jednak trzeba przyznać, że młodzi ludzie uwielbiają się buntować. Wolontariat był w 100% moją decyzją. Mogłem dzięki temu pokazać rodzicom „patrzcie, jaki jestem już dorosły!”. Wydaję mi się, że nie zostałbym wolontariuszem w momencie, gdyby rodzice przekonywaliby mnie do tego. Mimo wszystko nie można być całkowicie sceptycznie nastawionym do decyzji dziecka. Gdyby nie późniejsze wsparcie mamy i taty – bardzo możliwe, że nie odpowiadałbym teraz na te pytania.
MT: Wasza działalność wolontariacka trwa już kilka lat. Co z perspektywy czasu dało Wam uczestnictwo w wolontariacie?
MF: Trudno na to odpowiedzieć w skrócie, jest tego tak wiele. Na pewno są to wszelkie umiejętności miękkie jak praca w grupie, czy komunikacja interpersonalna. Wolontariat to kopalnia życiowych doświadczeń od pieczenia ciasta, przez rozwiązywanie konfliktów do wystąpień publicznych. Miało to też duży wpływ na wybór mojego kierunku studiów. Mogłam sprawdzić się w wielu rolach, dzięki czemu w pełni świadomie podjęłam tę decyzję. Ostatnią znaczącą kwestią jest planowanie dnia. Trzeba było się nauczyć godzić wiele obowiązków by nie popaść w powszechny dziś problem „braku czasu” . Teraz już wiem, że doba może trwać 25h, jeśli bardzo się o to postaramy.
MS: Ja także długo mógłbym mówić o tym, co dał mi wolontariat. Najbardziej znacząca jest dla mnie sieć kontaktów. Podczas mojej przygody z wolontariatem poznałem wiele ciekawych osób, a co najważniejsze, spotkałem Martynę. Nabrałem także optymistycznego nastawienia do życia, ponieważ okazało się, że nie ma rzeczy niemożliwych. Działanie w wolontariacie to poczucie bycia lokalnym superbohaterem.
MT: Dziękuję za Waszą energię i życzę Wam dalszych świetnych pomysłów!
Mama Terapeutka serdecznie poleca profil na FB: https://www.facebook.com/papierowarewolucja/