Kojarzycie taki wątek z (!genialnego!) filmu „Służące”, w którym jedna z głównych bohaterek powtarza swojej małej podopiecznej „Pamiętaj! Jesteś miła, jesteś mądra, jesteś ważna!”? Bardzo urzekła mnie ta scena swoją prostotą i doskonałością. Już przy pierwszym oglądaniu obiecałam sobie, że każdego dnia będę powtarzać mojemu dziecku, jak bardzo jest wartościowe. I faktycznie to robię! Wierzę bowiem, że słowa mają magiczną moc – w jednej chwili mogą dodać lub odebrać wiarę w siebie, własne zasoby i możliwości. Dlatego mając świadomość jak potężną siłą dysponujemy każdego dnia, warto wiedzieć jak wykorzystać ją w umiejętny sposób.
Jako terapeuta ofiar przemocy domowej cieszy mnie ogromnie, że w ostatnich latach tak wiele uwagi przykłada się do wagi słów, jakie kierujemy do dzieci. Liczne kampanie pokazujące, niekiedy w brutalny sposób, jak bardzo pojedyncze komunikaty potrafią skrzywdzić nasze pociechy, stale przypominają i utrwalają znany slogan reklamowy: „Słowa ranią na całe życie”. Rzadko jednak skupiamy się na sytuacjach kiedy dorośli wychwalają, kompletują i nieustannie „naj, najują” dzieci, nie widząc w tym absolutnie nic złego. Dlatego kiedy zgłosiłam się do akcji „Ada to wypada” od razu pomyślałam, że poruszę właśnie ten temat – dlaczego miłe słowa nie zawsze są wsparciem dla naszych dzieci? Choć pisząc ten tekst szczególnie ciepło myślę o małych i dużych kobietkach, które obchodzą dziś swoje święto, jestem głęboko przekonana, że poruszana tematyka przyda się również reprezentantom płci męskiej.
Zacznijmy zatem od początku 🙂
Dlaczego to robimy?
Kiedy byłam na jednej z pierwszych rutynowych kontroli z córą u pediatry, lekarka powiedziała mi coś w stylu: „Ja wiem, że dla Was Wasze dziecko jest najpiękniejsze, najzdolniejsze i najmądrzejsze, ale patrząc na nią starajcie się być krytyczni, żeby wyłapać ewentualne nieprawidłowości w rozwoju”. Ta scena od razu stanęła mi przed oczami, kiedy pomyślałam o tym, skąd w dorosłych bierze się chęć zachwalania swoich dzieci. Jeśli dziecko jest wyczekane i wytęsknione, nie ma mocy żeby rodzice nie zakochali się w nim od pierwszego wejrzenia. Warto podkreślić, że takie zakochanie w dziecku może przynieść bardzo dużo dobrego, ale pod warunkiem, że pozwolimy naszej miłości dojrzewać i wchodzić na kolejne etapy.
Inną przyczyną może być chęć zadośćuczynienia swoim krzywdom z przeszłości. Zapewne większość rodziców zgodzi się co do tego, że moment pojawienia się dziecka na świecie reaktywuje wspomnienia z okresu naszego dzieciństwa. Nierzadko stanowią one dla nas rodzaj drogowskazu, dzięki któremu wiemy czego chcielibyśmy, a czego nie dla naszych maluchów. Jednak skupianie się nadmiernie na tym, aby oszczędzać dzieciom wszelkich nieprzyjemności i dawać im wszystko to, czego nam brakowało, może okazać się niezbyt trafnym rozwiązaniem.
Ostatnią grupą przyczyn, którą miałam okazję zaobserwować w zawodowych kontaktach z rodzinami, jest strach przed mówieniem „nie” własnemu dziecku. Oczywiście nie jest to cecha wspólna dla wszystkich rodziców. Mając jednak na uwadze to, że jako rodzice jesteśmy zalewani informacjami od różnych specjalistów na temat skutecznych metod wychowania, zwiększa się grono opiekunów, którzy z tego powodu żyją w coraz większym napięciu. Nieustannie bowiem zastanawiają się co zrobić?, jak powinni postąpić?, którą metodę wybrać? i co zrobić jak okaże się nieskuteczna?… Trudność w odnalezieniu się pośród tej skomplikowanej sieci informacji sprawia, że priorytetem rodziców staje się myśl „chroń dziecko przed nieprzyjemnymi emocjami”. Takie przeświadczenie otwiera drogę dla naszej niekonsekwencji, ustępowania, trudności z odmawianiem i zamykaniem dziecka w szklanej bańce, która z założenia ma zapewnić im bezpieczeństwo, a w konsekwencji ogranicza ich wizję świata.
Kiedy miłe słowa nie są wspierające?
Każdy z nas jest zwierciadłem dla swoich dzieci. Jeśli dbamy o bliskość w relacji z nimi, mamy szanse stać się pierwszymi osobami, do których będą zwracać się z prośbą o radę, wskazówki i szeroko pojęte wsparcie w trudnych dla nich sytuacjach. Choć brzmi to bardzo górnolotnie, w rzeczywistości jest to szalenie trudne zadanie, zwłaszcza jeśli chcemy wykonać je odpowiedzialnie. Jak więc to robić by wspierać?
Przede wszystkim zastanów się nad tym, co mówisz do swojego dziecka i na ile Twoje słowa pozwalają mu widzieć siebie i świat takim jakim jest. Przykładowo, jeśli mamy tendencje do nieustannego powtarzania naszym dzieciom, że są najlepsze, najpiękniejsze, najzdolniejsze – innymi słowy odsłaniamy przed nimi tylko ich zalety i mocne strony – w żaden sposób nie przyczyniamy się do zgłębiania ich prawdy o sobie. Spoglądanie na dziecko wyłącznie przez pryzmat jego doskonałości jest jak tworzenie fikcyjnego świata. Nikt z nas nie jest i (na szczęście!) nigdy nie będzie ideałem. W życiu każdego nadchodzi taki moment, kiedy zderzamy się z nieprzyjemną prawdą o sobie. Wyjaśniając dziecku na przykładzie konkretnych sytuacji z życia, że ma w sobie wiele cennych zasobów, ale również pewne słabości, jest swoistym treningiem przed wejściem w świat, w którym będą musiały radzić sobie same.
Druga ważna kwestia dotyczy uzewnętrzniania świata emocji. Bezpieczeństwo, którym otaczamy nasze dzieci, stwarza idealne warunki do tego, by odsłaniać przed nimi pełen wachlarz naszych uczuć. Nazywając odczucia, tłumacząc ich przyczyny i pokazując na przykładzie różnych zachowań, jak możemy sobie z nimi radzić, dajemy im jedną z najcenniejszych lekcji życia. Pozwólmy naszym dzieciom doświadczać zarówno przyjemnych, jak i nieprzyjemnych sytuacji. Nie bójmy się tego! Uwierz, że Twoja obecność i otwartość na dziecko jest wystarczająca, by mogło w pełni udźwignąć to, czego aktualnie doświadcza.
Kolejnym ważnym aspektem jest to co każdy rodzic wie, że powinien robić, ale nie każdy wie jak – czyli umiejętne chwalenie. Niekiedy mam wrażenie, że rodzice spłycają ten temat, nie doceniając jego znaczenia dla kształtowania samodzielności dziecka. Stwierdzenia „Ale super!”, „Byłaś najlepsza ze wszystkich”, „Fajnie to narysowałaś!” nie są przykładem konstruktywnego chwalenia. O czym zatem warto pamiętać, aby nasze miłe słowa budowały, a nie przechodziły bez echa? Oto kilka wskazówek:
– staraj się, a by pochwała zawierała trzy elementy – opis sytuacji (np. posprzątałaś pokój), opis Twoich emocji (np. bardzo się cieszę) i podsumowanie w formie komunikatu wzmacniającego (np. jestem z Ciebie bardzo dumna);
– pamiętaj, ze pochwała ma być w pełni pozytywnie, nie przemycaj krytyki (np. no widzisz, mówiłam Ci, ze potrafisz lepiej albo pomaluj ten dom raz jeszcze, stać Cię na więcej);
– zwracaj uwagę na działania, a nie na dziecko np. „odrobiłaś już lekcje, brawo, bardzo mnie to cieszy”;
– skupiaj się na konkretach np. „Twój rysunek bardzo mi się podoba. Nie wyjechałaś za linię i bardzo starannie narysowałaś tego motyla”;
– nie odwlekaj pochwał w czasie – chwal wtedy, kiedy zobaczysz;
– dostrzegaj starania dziecka (np. widzę, że codziennie sama myjesz ząbki, brawo kochanie);
– bądź szczery – jeśli wiesz, że Twoje dziecko potrafi zrobić coś lepiej, zwróć uwagę tylko na to, co faktycznie Ci się podoba (np. bardzo starannie poukładałaś lale na półce i włożyłaś wszystkie klocki do pudełka, aż miło popatrzeć);
Pamiętaj, że dzieci są mistrzami obserwacji. Jeśli w kółko będziesz powtarzać, że są piękne, mądre, cudowne i jesteście dumni z wszystkiego co robią, w pewnym momencie całkowicie stracicie na wiarygodności. Z czasem może to również doprowadzić do tego, że Wasze pociechy przestaną pytać Was o opinię, bo i tak będą wiedziały, że zasypiecie je lawiną miłych i nie pokrywających się w pełni z rzeczywistością słów. Innymi słowy, straci na tym Wasza relacja.
Dobijając do brzegu…
Głównym zadaniem nas jako rodziców jest zapewnienie dziecku bezpieczeństwa. Każdego dnia robimy to na setki sposobów – dajemy dach nad głową, jedzenie, umożliwiamy rozwój w różnych obszarach, zapewniamy bliskość, uwagę, gotowość do wsparcia… Naszym przywilejem jest to, że możemy towarzyszyć naszym maluchom w poznawaniu świata, zaszczepiać w nich ciekawość i inspirować do sięgania po więcej. Ważne jest jednak, aby w tej wspólnej podróży przez rzeczywistość odsłaniać przed nimi różne krajobrazy, nawet jeśli ich widok nie będzie dla nich przyjemny.
Wspomniana wędrówka przez świat powinna w moim przekonaniu zawsze odbywać się w dwóch wymiarach – wewnętrznym i zewnętrznym. Praktycznie każda trudna sytuacja jakiej doświadczamy skłania nas bowiem do zastanawiania się nad tym, dlaczego JA zachowałam się w ten sposób i dlaczego INNI tak postąpili. Próba zrozumienia siebie i innych jest niezwykle cenna, ponieważ sprzyja pogłębianiu samoświadomości i wiedzy o świecie ludzkich zachowań, co sprawia, że z czasem łatwiej nam radzić sobie z problemami.
Wykorzystajmy zatem moc słów, by budować w naszych dzieciach siłę, a nie wtłaczać w nie przekonanie, że muszą dążyć do nieistniejących ideałów. Miłe słowa mogą być wsparciem, ale tylko wtedy, kiedy pokrywają się z tym, co widzą i czują nasze dzieci. Jeśli wychodzimy z założenia, że każdy z nas wychowuje swoje dzieci dla świata, a nie dla siebie, dajmy im szansę zobaczenia go w pełnej okazałości.
Mama Terapeutka
Foto: pixabay